niedziela, 21 czerwca 2020

Krem z filtrem idealny!

Cześć!

Krem z filtrem jest kosmetykiem, który powinien być stosowany nie tylko latem, gdy słońce świeci bardzo intensywnie. Nasza skóra jest narażona na szkodliwe działanie promieniowania UV przez cały rok. Zapewne nie tylko mi, ta grupa produktów kojarzy się z czymś o gęstej, tłustawej konsystencji i trochę bielącym skórę. Jak w taki sposób mielibyśmy stosować taki krem na twarz, a co dopiero pod makijaż? Jednak coraz częściej słyszy się o tym, że powinno się go używać, aby zapewnić naszej cerze między innymi zdrowy i młody wygląd oraz brak przebarwień. Tutaj właśnie z pomocą przychodzi mój ulubieniec.

Krem z filtrem z firmy Holika Holika Aloe Waterproof Sun Gel SPF50PA++++


Na początek kilka informacji technicznych:
Pojemność: 100 ml
Cena: 70-90 zł.
Nadaje się zarówno do twarzy jak i do ciała.
Ochrona przed promieniowaniem UVA (SPF 50)
Ochrona przed promieniowaniem UVB (PA++++)
Posiada w składzie ekstrakt z aloesu.
Konsystencja żelowa, lekka, bardzo szybko się wchłania i nie bieli skóry.
Zapach jest świeży, aloesowy, przyjemny.


Skład:
water - woda, rozpuszczalnik.
ethylhexyl methoxycinnamate - filtr przeciwsłoneczny, chemiczny, stabilny. 
homosalate - filtr przeciwsłoneczny.
ethylhexyl salicylate - filtr przeciwsłoneczny.
diethylamino hydroxybenzoyl hexyl benzoate - filtr przeciwsłoneczny, stabilny.
propanediol - nośnik substancji aktywnych i rozpuszczalnik ekstraktów roślinnych.
dimethicone crosspolymer - kształtuje konsystencję kosmetyku, polimer silikonowy.
pentylene glycol - substancja nawilżająca.
salvia hispanica seed extract - ekstrakt z nasion chia, utrzymuje wilgotność.
centella asiatica extract - wyciąg z wąktrotki azjatyckiej, antyoksydant, substancja nawilżająca i kojąca.
houttuynia cordata extract - Wyciąg z pstrolistki sercowatej, antyoksydant, substancja nawilżająca, odżywcza.
ammonium acryloyldimethyltaurate/vp copolymer - wpływa na konsystencję.
fructooligosaccharides - substancja nawilżająca.
saccharide hydrolysate - substancja nawilżająca.
acrylates/c10-30 alkyl acrylate crosspolymer - wpływa na konsystencję.
ethylhexylglycerin - kosnerwant, substancja nawilżająca.
triethanolamine - regulator pH, substancja dopuszczona do stosowanie w kosmetyku w nie większej ilości niż 2,5%, nie jest rakotwórcza, ale niektóre osoby może podrażniać.
pullulan - substancja zagęszczająca.
octyldodecanol - ułatwia rozprowadzanie kosmetyku, emolient. 
1,2-hexanediol - konserwant.
butylene glycol -  substancja nawilżająca.
anthemis nobilis flower extract - wyciąg z kwiatu rumianku rzymskiego, substancja łagodząca i kojąca.
echium plantagineum seed oil - olej z nasion żmijowca babkowatego, nawilża, odżywia.
helianthus annuus (sunflower) seed oil - olej słonecznikowy, odpowiedni dla skóry tłustej i mieszanej. 
persea gratissima (avocado) fruit extract - wyciąg z owoców awokado, odżywia, nawilża.
calendula officinalis flower extract - ekstrakt z kwiatów nagietka, łagodzi, koi, nawilża.
cardiospermum halicacabum flower/leaf/vine extract - ekstrakt z liści wnorośli balonowej, łagodzi, odpowiedni dla skóry atopowej i łuszczycowej.
dimethicone - emolient, ułatwia rozprowadzanie kosmetyku.
xanthan gum - wpływa na konsystencję.
polyglyceryl-3 methylglucose distearate - emulgator, substancja powierzchniowo czynna.
polysorbate 20 -  emulgator.
polyacrylate crosspolymer-6 - odpowiada za uzyskanie odpowiedniej kosnsytencji.
titanium dioxide (ci 77891) - filtr przeciwsłoneczny, fizyczny.
c12-15 alkyl benzoate - substancja wpływająca na konsystencję.
tocopherol - witamina E, antyoksydant.
glyceryl stearate -  substancja zapewniająca odpowiednią konsystencję, emolient.
aloe barbadensis leaf extract - elstrakt z liści aloesu, nawilża, koi.
peg-100 stearate - środek powierzchniowo czynny.
aluminum stearate - barwnik, wpływa na konsystencję.
oleth-10 - emulgator, substancja powierzchniowo czynna.
polyhydroxystearic acid - emolient, substancja nawilżająca.
alumina - tlenek glinu, hamuje wydzielanie potu.
isodeceth-6 - subtancja emuglująca, środek powierzchniowo czynny.
t-butyl alcohol - rozpuszczalnik, substancja bezpieczna.
simethicone - emolient, wpływa na konsystencję.
phenoxyethanol - konserwant.
fragrance - substancja zapachowa.



Omawiany krem z filtrem moim zdaniem nie przypomina niczym znanych mi wcześniej kosmetyków z tej kategorii. Nie byłam przekonana, czy coś takiego nada się, dla mojej bardzo przetłuszczającej się skóry, pod makijaż. Czy po prostu w ciągu dnia wszystko mi z niej nie spłynie. Bardzo pozytywnie się jednak zaskoczyłam! Krem szybko się wchłania, pozostawia skórę przyjemnie schłodzoną i nawilżoną między innymi poprzez zawartość ekstraktu z aloesu. Dodatkowo, jeżeli zdarzy się, że już się opalimy stosując ten kosmetyk zapewnimy sobie ukojenie podrażnionej cery.

Warto zwracać uwagę na to, czy krem z filtrem posiada odpowiednią ochronę przeciwsłoneczną. W tym przypadku jest to zarówno ochrona przed promieniowaniem UVA jak i UVB. To pierwsze jest często bagatelizowane, ponieważ jego oddziaływanie widoczne dopiero po jakimś czasie (fotostarzenie, powstawanie przebarwień) i niestety nie każdy filtr przed nim chroni. Jeśli chodzi o promieniowanie UVB wpływa na skórę typowo poprzez wywołanie poparzeń oraz zaczerwienień. Dodatkowo w składzie produktu odnajdujemy substancje, które informują o tym, że filtr jest stabilny i bezpieczny.

Jako dodatkowe atuty można zaliczyć między innymi to, że posiada bardzo dużą pojemność, dwukrotność klasycznych kremów. Dzięki czemu wystarcza na bardzo długi czas. Jest bardzo lekki, posiada w swoim składzie 78% soku z aloesu, dzięki czemu krem jest odpowiedni dla każdego typu cery od tłustej do suchej. Produkt jest także wodoodporny, przez co możemy pozwolić sobie na swobodne korzystanie z wody po jego aplikacji.

Należy pamiętać o tym, że aby kosmetyk z filtrem działał odpowiednio, musimy go prawidłowo zaaplikować. Warstwa kremu powinna być rozprowadzona równomiernie i pokrywać dokładnie całą powierzchnię skóry. Dodatkowo zwróćmy też uwagę na to, że powinno się go w ciągu dnia reaplikować. Nie jest to problem jeśli nie mamy na sobie makijażu, jednak gdy się pomalujemy usprawiedliwiamy się, że przecież nie ma jak go nałożyć ponownie. I tutaj firma Holika Holika przychodzi nam z pomocą! Wyprodukowali wersję w sprayu tego właśnie produktu. Można go z powodzeniem aplikować zarówno na makijaż.

Jak widzicie, produkt ten posiada same plusy, dzięki czemu znając go nie będziecie mięli wymówki, że pod makijaż nie można stosować kremu z filtrem ;)

Pozdrawiam, Magda ;)

sobota, 28 marca 2020

Ślubne przygotowania – zaręczyny, i co dalej? cz. 1 + moja historia


Cześć!

W dzisiejszym poście chciałabym poruszyć temat planowania ślubu i wesela, czyli coś co już od jakiegoś czasu jest mi bardzo bliskie. Każda z nas prędzej, czy później znajdzie się w sytuacji, w której ona sama, bądź ktoś bardzo bliski, zaręczy się i rozpocznie się intensywne myślenie o przygotowaniach do tego ważnego dnia. Zaznaczam, że nie zawsze musi to dotyczyć bezpośrednio nas, ponieważ może się tak zdarzyć, że będziemy czynnie uczestniczyć w przedślubnej krzątaninie na przykład pomagając siostrze, czy bratu.


Skupię się głównie na sytuacji takiej, w której byłam ja, ponieważ będę mogła Wam opisać wszystko z własnego doświadczenia. Być może niektóre z Was spodziewają się zaręczyn i nie zaskakuje ich sytuacja, gdy trzeba rozpocząć podejmowanie decyzji dotyczących, rodzaju ślubu, sali weselnej, sukni, listy gości itp. Ja do tej grupy zdecydowanie się NIE ZALICZAŁAM. Uważam się za osobę bardzo zorganizowaną i lubiącą wszystko planować, więc tego typu wydarzenie byłoby idealnym momentem do wykorzystania swoich umiejętności. Jednak muszę się Wam przyznać, że pierwsze o czym pomyślałam to „I co teraz?”. Zdałam sobie sprawę, z tego ile czasu i energii trzeba poświęcić na organizację tego typu imprezy i z początku bardzo mnie to przytłoczyło. Jednak po chwili zdałam sobie sprawę, z tego, że przecież nie musimy wszystkiego organizować „na teraz” i „na już”. Po rozmowie z narzeczonym oboje stwierdziliśmy, że nie chcemy się spieszyć i od razu następnego dnia oglądać sal weselnych, tylko dać sobie czas na to, żeby nacieszyć się tą chwilą. Pozwoliliśmy sobie na odczekanie kilku, czy kilkunastu dni zanim powiemy rodzinie (nie mówię o rodzicach). Chcieliśmy po prostu wszystko przeżyć w spokoju.

Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każda z Was chce, lub może sobie pozwolić na takie „odwlekanie” przygotowań, jednak jak pisałam wcześniej będę skupiać się głównie na sytuacji w jakiej byłam ja.

Ponad miesiąc po zaręczynach moja chęć planowania i organizacji wygrała i zaczęłam czytać różnego rodzaju blogi, oglądać filmiki na YouTube i szukać informacji na temat tego, od czego dobrze byłoby zacząć i co dokładnie trzeba zorganizować. Miałam tu o tyle łatwiej, że prawie rok temu dostałam od mamy „Niezbędnik Panny Młodej”, gdzie znajduje się cały kalendarz przygotowań, czyli co powinniśmy kiedy załatwić. Jednak podeszłam do tego wszystkiego bardziej indywidualnie i nie podążałam ślepo za listą z planerze.


Na początku wymyśliłam sobie listę priorytetów. Po rozmowie z narzeczonym ustaliliśmy mniej więcej w którym roku chcielibyśmy wziąć ślub i w jakim miesiącu. Nie mieliśmy konkretnej wybranej daty, byliśmy raczej otwarci na termin. Stwierdziliśmy, że najważniejsze jest to, żeby zarezerwować salę. Jednak najpierw musieliśmy się zdecydować na konkretne miejsce. Nie mieliśmy tutaj również konkretnego typu tylko sprawdzaliśmy różne opcje. W tym momencie określiliśmy również budżet, którego nie chcielibyśmy przekraczać jeżeli chodzi o wynajęcie sali weselnej. Często czytałam na blogach o tym, żeby od razu ustalić cały budżet, jednak u nas nie bardzo się to sprawdziło, bo nie mieliśmy konkretnej sumy przeznaczonej na tą uroczystość. Jednak wiadomo, że wszystko planowaliśmy rozsądnie i bez tak zwanej przesady.

Najpierw jednak warto jest określić liczbę gości, przynajmniej taką ogólną. Jest to ważne, ponieważ w każdej sali pytano nas o przewidywaną ilość gości na naszym weselu. O wyborze konkretnego miejsca na wesele chciałabym Wam więcej opowiedzieć  w innym poście.


Kolejnym punkcie na naszej liście było zaklepanie terminu w kościele. Tutaj nie było większego problemu, wystarczyło jedynie przejść się do kancelarii parafialnej i dogadać z księdzem. Dzięki temu mieliśmy już konkretnie wybraną datę (dostosowaną do terminów na sali, jak pisałam nie mieliśmy terminu z góry narzuconego) oraz potwierdzone miejsca, w których odbywać się będzie nasz ślub i wesele.  Jeżeli tak jak ja, planujecie swoje wesele ze sporo ponad rocznym wyprzedzeniem, wydaje mi się, że to są sprawy, które dobrze jest załatwić na samym początku. Te dwa punkty bardzo determinują kolejne przygotowania, ponieważ dla przykładu nie ma sensu rezerwować zespołu lub Dj’a nie mając terminu na sali weselnej.  



Te 4 punkty, moim zdaniem wystarczą na początek jeżeli chodzi o planowanie ślubu i wesela. Kolejnym punktem, za który się wzięliśmy było mniej więcej rozplanowanie na jakie aspekty chcemy poświęcić więcej pieniędzy, a na jakie mniej. To bardzo pomogło nam w późniejszych wyborach, które przytoczę Wam w kolejnym poście.

Mam nadzieję, że którejś z Was w jakiś sposób pomogła moja historia oraz to w jaki sposób zabrałam się za planowanie mojego ślubu i wesela. Do tego dnia jeszcze bardzo daleko, ale moim zdaniem, jeżeli zacznie się myśleć nad czymś wcześniej, o wiele łatwiej jest sobie to zorganizować.

Pozdrawiam, Magda :)

środa, 18 marca 2020

Poranna pielęgnacja "na szybko"

Cześć!

Nie było mnie tutaj dość długo, ale już jakiś czas nosiłam się z zamiarem powrotu - i właśnie dziś nastał ten dzień :) Pomyślałam sobie, że dobrze będzie zacząć od nowa, od razu przyszedł mi do głowy pomysł na pierwszy post. Każdy dzień zaczynam od porannej toalety, więc czemu by nie zacząć od tego również w tym przypadku?

Na początek chciałabym opowiedzieć Wam o tym, jak wygląda moja poranna rutyna pielęgnacyjna, jeżeli nie mam zbyt wiele czasu np. spiesząc się rano do pracy. Niestety wygląda to tak w przypadku większości moich poranków. Wydaje mi się, że w przypadku większości kobiet rano przeważnie nie ma czasu na jakieś specjalne i długotrwałe pielęgnacyjne rytuały. Właśnie dlatego ja ograniczyłam swoje niezbędne kosmetyki rano do minimum, tak, żeby nie zastanawiać się "Czego by tu użyć...", kiedy akurat nie ma na to czasu.

Najpierw chciałabym zacząć od krótkiej charakterystyki typu mojej skóry. Mam cerę przetłuszczającą się silnie w strefie T, a delikatniej na policzkach. Ma tendencję do zapychania się oraz do występowania niedoskonałości.


Pierwszym etapem pielęgnacji twarzy zawsze jest jej oczyszczenie z pozostałości po nałożonych wieczorem kosmetykach oraz zanieczyszczeń. Od około roku zrezygnowałam z mycia jakimkolwiek produktem, robię to tylko i wyłącznie wodą i przecieram niewielkim ręczniczkiem, który jest przeznaczony tylko do twarzy. Czasem jednak, jeśli czuję, że moja cera tego potrzebuje domywam się czymś delikatnym, w moim przypadku jest to OCZYSZCZAJĄCA PIANKA DO MYCIA TWARZY z firmy Nature Queen. Jest to produkt bardzo wydajny, w składzie posiada łagodne detergenty oraz wiele ekstraktów roślinnych, dzięki czemu mogę ją określić jako kosmetyk delikatny dla skóry. Myślę, że sprawdzi się dla każdego typu cery.


Drugą i ostatnią czynnością jaką wykonuję w łazience jeśli chodzi o pielęgnację jest spryskanie skóry tonikiem. W tej chwili idealnie w tej roli sprawdza się WODA KWIATOWA CHAMPAKA od Your Natural Side. Oprócz klasycznego działania toniku, czyli przywrócenia odpowiedniego pH skóry, produkt ten ją pielęgnuje, koi oraz łagodzi różnego rodzaju podrażnienia. Dodatkowo nie mogłabym tu nie wspomnieć o zapachu, który określiłam mianem "bluszczu", pachnie kwiatowo, roślinnie ale słodko. Nie mogę zaprzeczyć, że kupiłam go głównie dla zapachu ;p Tonik jest niezbędnym etapem, który zwiększa wchłanianie się substancji aktywnych z później nałożonych kosmetyków.


Trzecim i ostatnim etapem mojej "szybkiej" porannej pielęgnacji jest nałożenie kremu pod makijaż. W moim przypadku musi to być coś, co nie będzie zbyt gęste i treściwe. Stąd moim najczęstszym wyborem jest KREM z Fitokosmetik do skóry normalnej i mieszanej. Posiada on właściwości typowo nawilżające i jest w konsystencji żelowej, dzięki czemu bardzo szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. Nie posiada substancji, które mogłyby mnie zapchać, czyli robi to czego potrzebuje moja skóra w ciągu dnia - nawilża.


Czasami jednak wymieniam go sobie na serum z niacynamidem i cynkiem z firmy The Ordinary, kiedy mam ochotę na odmianę, lub jeśli na mojej skórze pojawią się jakieś wypryski.
Jeżeli dzień wcześniej decyduję się na wykonanie peelingu kwasowego wolę dodatkowo zabezpieczyć cerę przed promieniami słonecznymi stosując krem z filtrem 50+ z Holika Holika. Każdy z tych trzech produktów nie pozostawia na skórze nieprzyjemnej warstwy i szybko się wchłaniają, czyli są idealne do pielęgnacji cery tłustej.

Niestety muszę się przyznać, że jeżeli się spieszę zdarza mi się zapominać o stosowaniu kremu pod oczy. Zdaję sobie sprawę, że jest to błąd jednak staram się to rekompensować mojej skórze wieczorem.

Tak właśnie wygląda moja poranna pielęgnacja w wydaniu "na szybko". Moim zdaniem są to podstawowe kroki, które nie zajmują zbyt dużo czasu, a nasza cera będzie dostawała to co jest dla niej niezbędne. Oczywiście można rozszerzyć to o różnego rodzaju etapy, co najprawdopodobniej opiszę Wam innym razem. Chciałabym też zaznaczyć, że dla każdego typu skóry sprawdzą się inne produkty i np. cera sucha będzie potrzebowała być może bardziej treściwego kremu, lub nawet serum oraz kremu. To już zależy indywidualnie od każdej z nas.

Pozdrawiam, Magda :)

wtorek, 3 kwietnia 2018

Rozpiska miesiąca - Bullet Journal

Cześć !

Pewnie wiele z Was ma już swój Bullet Journal, ale część z Was albo się waha albo nie jest do tego przekonana. Przychodzę Wam dziś ze szczyptą inspiracji odnośnie prowadzenia własnego kalendarza.

O tym czym jest BuJo zapewne większość z Was wie. Jeśli ktoś jednak o tym nie słyszał lub wydaje się to dla niego zbyt czasochłonne, powiem Wam czym jest to moim zdaniem. Zawsze miałam problem z prowadzeniem kalendarza - serio. Po maksymalnie 2 miesiącach odpadałam i zapominałam w nim notować. Z Bullet Journalem jestem już drugi rok i uważam to za mój mały sukces. Wiele osób opisując ten zeszyt mówi i podstawowych zasadach - spis treści, legenda, odznaczanie zadań przeniesionych, zrobionych, anulowanych, wykonywanie list. Jednak według mnie w Bullet Journalu chodzi o to aby nie było żadnych zasad. Każdy powinien dostosować to do siebie, robić to co chce. W moim przypadku nie sprawdza się postępowanie według typowej legendy, czy pisanie spisu treści. Cały plan mojego BuJo pokażę Wam może innym razem.


Dziś skupię się na planowaniu miesiąca. Na każdy z nich poświęcam dwie strony. Rysuję na nich plan w postaci kwadracików 3x3 cm. Każdy z nich numeruję, aby oznaczyć dzień. Na górze zapisuję nazwę miesiąca, i tyle! Moim zdaniem jest to najbardziej czytelne, a po to jest nam przecież potrzebny kalendarz, aby szybko odnaleźć lub zapisać w nim najważniejsze informacje. Taki rozkład sprawdza mi się od samego początku. Z tego co wiem są różne inne opcje, jednak moim zdaniem mniej czytelne. Dodatkowo każdy miesiąc dostaje przyporządkowane kolory. Przeważnie są to 3 lub 4. Zazwyczaj dostosowuję się do kolorystyki taśm washi tape, które posiadam. Od tego roku każdy miesiąc oznaczam na lewym brzegu rozkładówki taśmą, aby łatwiej było go znaleźć, oraz w prawym górnym rogu przyczepiam jej mały kawałek, który wystaje, również w tym samym celu.




Dodatkowo z prawej strony, tam gdzie jest puste miejsce dodawałam wcześniej miejsce na notatki, ale niezbyt mi się to sprawdziło, więc z tego zrezygnowałam.

To byłoby na tyle jeśli chodzi o moje comiesięczne rozkładówki. Mam nadzieję, że jeśli nie próbowaliście jeszcze takiej miesięcznej tabelki - skusicie się ;)

Pozdrawiam, Magda ;)

wtorek, 1 września 2015

Moja idealna czerwień na usta :)

Hej !

Ostatnio pisałam Wam o moich błyszczykach idealnych z Golden Rose. Wspominałam tam o błyszczyku, który w połączeniu z konturówką daje idealną jak dla mnie czerwień na ustach. Dziś właśnie o tym chciałabym Wam opowiedzieć :)

Odkąd zaczęłam się bardziej malować szukałam idealnego czerwonego koloru szminki. Próbowałam kilka różnych odcieni z różnych firm, jednak nic nie przypadło mi tak w stu procentach do gustu. W końcu postanowiłam spróbować z konturówkami. No i tak znalazłam swój idealny czerwony kolor :)



Moją idealną czerwień na ustach tworzą dwa produkty - oba z Golden Rose. Są to konturówka z serii Dream Lips w numerze 517 (ok 7 zł) i błyszczyk z serii Color Sensation w numerze 118 (ok 13 zł). Jak widzicie za 20 zł, czyli w cenie normalnej szminki znalazłam sobie dwa produkty, które mogę też łączyć z innymi. Jak widzicie na zdjęciu tak prezentują się kolory. 



Zdjęcia niestety nie wyszły idealne ale kolor widać taki jaki jest w rzeczywistości :)
Czerwień, która wychodzi z ich połączenia nie wpada w pomarańcz ale nie jest też jakaś bardzo ciemna. Jak widzicie na pierwszym zdjęciu sama konturówka daje dość ciemny kolor, ale można ją wklepać palcem i jest wtedy jaśniejsza. Natomiast po dodaniu błyszczyka czerwień staje się bardziej zgaszona. 

A jaka jest Wasza idealna czerwień, którą najczęściej nakładacie na usta?


Pozdrawiam, Magda;)

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Village Candle

Hej !

Dziś chciałabym opowiedzieć Wam trochę o samplerach z firmy Village Candle. Miałam okazję wypróbować dwa zapachy z tej firmy i oba były w wersji samplera. Cena jednej takiej małej świeczki to 11 zł, za 61 g. Swoje kupiłam stacjonarnie na stoisku w Felicity w Lublinie. 


Zapachy, które miałam to Scarlet Berry Tulip i Rain. Nie miałam okazję wypróbować takich zapachów z Yankee Candle więc postanowiłam kupić te. Nie byłam zbyt przekonana do formy samplera, ponieważ ten z Yankee Candle niezbyt mnie zachwycił (pisałam o nim tutaj). Tamta świeczka nie dawała zbyt intensywnego zapachu więc obawiałam się, że i w tym wypadku będzie podobnie. Jednak zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona:) Te świeczki pachną nawet bez odpalenia, a po zapaleniu w całym pokoju unosi się dobrze wyczuwalny zapach. Palą się one dość długo, nie pamiętam ile dokładnie ale nie sądziłam, że starczą mi na aż tyle. Opiszę Wam teraz oddzielnie oba te zapachy.

Scarlet Berry Tulip


Jaśmin, fiołki, maliny i drewno kaszmirowe

Od razu przepraszam Was za jakość zdjęcia, ale niestety mam tylko takie, nie mogłam się doczekać aż zapalę tą świeczkę ;p
Pierwszym zapachem, który kupiłam jest Scarlet Berry Tulip, czyli jak widać po naklejce zapach tulipanów. Spodziewałam się typowo kwiatowego zapachu więc początkowo w sklepie nie sięgnęłam po niego. Dopiero pani poleciła mi ten zapach więc powąchałam go. Zakochałam sie od razu ;) Jest to typowo słodki ale kwiatowy zapach. Jeśli lubicie słodkie zapachy to musicie go spróbować, chociaż powąchać w sklepie ;) Zapach unosi się w pokoju dość długo i nie jest duszący.

Rain


Świeży deszcz, pomarańcza bergamota, lilia i bursztyn.

Ten zapach przypadnie do gustu osobom, które lubią świeże zapachy. Nie jest to typowy 'męski' zapach jaki mają niektóre świeczki z Yankee Candle, ten jest zdecydowanie orzeźwiający. Nazwa bardzo dobrze go opisuje, bo jedyne co przychodzi mi na myśl, gdy go wącham to deszcz, ale z odrobiną słodyczy :) 


Zdecydowanie oba zapachy są godne polecenia i jeśli jesteście świeczkomaniaczkami, to musicie powąchać je gdy będziecie miały okazję :)

Miałyście może okazję spróbować coś z tej firmy?

Pozdrawiam, Magda ;)

piątek, 21 sierpnia 2015

Golden Rose Color Sensation Lipgloss - błyszczyki idealne?

Hej !

Dziś opowiem Wam trochę o moich ulubionych błyszczykach. Wcześniej jakoś nie przepadałam za używaniem tego typu kosmetyków, ponieważ nie lubię uczucia sklejania się moich ust. Kiedy obejrzałam jeden z filmików na YT odnośnie właśnie tych błyszczyków zdecydowałam się, że je wypróbuję. Mam na myśli błyszczyki z firmy Golden Rose Color Sensation Lipgloss




Błyszczyki mają ładne, zgrabne opakowania i jak dla mnie dość eleganckie. Może to przez matową część opakowania :) Producent zapewnia na opakowaniu, że błyszczyki są: z wysokim połyskiem, nie klejące i lekkie na ustach. Za ten produkt płacimy 13 zł. Najpierw opowiem Wam ogólnie co o nich sądzę, a później przejdę do opisywania każdego koloru osobno. 

Nie spotkałam się jeszcze z tanim błyszczykiem, który nie byłby klejący na ustach i miałby tak dużą gamę kolorystyczną, bo kolorów z tej serii na prawdę jest dużo. Jeśli chodzi o obietnice producenta, to według mnie wszystkie zostały spełnione. Błyszczyki na ustach rzeczywiście bardzo ładnie się błyszczą. Co dla mnie najważniejsze - nie kleją się w ogóle! Dopiero teraz przekonałam się do używania błyszczyków i wydaje mi się, że zostanę tylko przy tych. Na ustach są bardzo lekkie, dają bardzo komfortowe uczucie. Do tego wszystkiego bardzo ładnie pachną czymś słodkim, może delikatnie budyniem? Te kolory, które mam są raczej dobrze kryjące.



Kolor 103
Jest to typowy odcień nude, który na ustach daje dość jasny kolor, ale nie sprawia, że są one blade. Jest raczej beżowy ale ma w sobie minimalne brzoskwiniowe tony. Bardzo lubię go nakładać z cielistą konturówką z Golden Rose, o której niedługo również pojawi się post. 

Kolor 118
Ten kolor nie jest typową czerwienią, ma w sobie odrobinę ciemnego różu. Jest to raczej odcień zgaszonej czerwieni.Wydaje mi się, że ma on raczej chłodne tony niż ciepłe. Ten kolor również ląduje często na moich ustach w połączeniu z konturówką tym razem w odcieniu czerwonym. 

Podsumowując, jeśli szukacie taniego błyszczyka, który nie jest ciężki na ustach i ich nie skleja to polecam Wam serdecznie błyszczyki z Golden Rose z serii Color Sensation.


Pozdrawiam, Magda:)